środa, 28 maja 2014

Od Zoe Saundzey Lie "Koniec podróży"

Szłam samotnie poprzez góry śnieżne. Zabraniałam sobie płakać chodź wysadzało mnie od środka. Rok już podróżowałam po świecie. Byłam padnięta. Nigdzie nie mogłam zostać na dłużej niż jeden dzień. Położyłam się na śnieg i poleciała mi łza, która automatycznie zamarzła i zaginęła w białym puchu. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby gdzieś się zatrzymać. lecz nie na chwilę tylko na stałe. Leżałam spokojnie w śniegu gdy nagle usłyszałam ludzi. Biegli w moją stronę. Zerwałam się do biegu. Obmyślałam taktykę. Gdybym stała się niewidzialna to i tak by widzieli moje ślady na śniegu. Gdybym zaczęła władać śniegiem zabiliby mnie na raz. Biegłam przed siebie bez celu. No nie powiem... Uciekałam. Nagle zostałam postrzelona w przednią prawą łapę. Potknęłam się i stoczyłam z góry śnieżnej prosto w kwiecistą polanę. Byłam pewna, że już po mnie. Koniec ze mną. Ostro krwawiłam, a ludzie niestety nie są tacy głupi na jakich wyglądają, a w dodatku droga, którą się stoczyłam była zakrwawiona. Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Zamieniłam się w śnieg i ludzie sobie poszli. Ledwo wstałam ale kulejąc szłam przed siebie. Nagle zobaczyłam mrok przed oczami. 
- Ogarnij się Zoe ! - trzepnęłam się po pysku 
Szłam dalej. Ledwo, ale dalej. Nagle po prostu padłam. Nie miałam siły się podnieść. Zemdlałam... W końcu straciłam dużo krwii... Obudziłam się na jakiejś skale, a nade mną stała jakaś zielona wilczyca. Podniosłam się gwałtownie i spadłam z kamiennego stołu. 
- Aaaaaaaaaaa ! Co ja mam na łapie ?! Gdzie jestem ?! Co się stało ?! - krzyknęłam wystraszona. 

<Kto dokończy ?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz